Recepta na zmieniającą się szkołę.

Gdy przychodzi czas pójścia naszych dzieci do przedszkola czy szkoły, każdy z nas rodziców zastanawia się i pyta siebie: co to będzie, jaka jest dzisiejsza szkoła, przedszkole, jak moje dziecko poradzi sobie w nowej sytuacji. Pojawiają się w nas różne obawy a jednocześnie mamy  nadzieja, że będzie dobrze. Przecież tak wiele mówi się o zmianach w tych środowiskach, jest tyle ciekawych publikacji, nowych inspirujących nurtów zmieniających rzeczywistość na lepsze.

     Podobnie było w naszej sytuacji gdy nasz syn miał rozpocząć okres edukacji.  Wybraliśmy ogólnie dostępne przedszkole, bardzo blisko domu, cieszące się niezłą opinią. Tak więc z zaufaniem powierzyliśmy nasze dziecko wychowawcom. Wierzyliśmy, że jest to dobre środowisko do rozwoju. Sądziliśmy, że część naszych obowiązków wychowawczo – edukacyjnych przejmą nauczyciela a my będziemy mieć możliwość skupienia się jedynie na tym co będzie od nas wymagał nasz syn w domu. Myśleliśmy, pewnie tak jak wielu rodziców, że będziemy mieć dla siebie więcej czasu. Nie spodziewaliśmy się wówczas, że będzie to dla nas czas wielkich wyzwań i zaangażowania w to, aby te instytucję zmieniać na przyjazne dla naszego dziecka.  Nie wiedzieliśmy, że jeśli chcemy przyjaznego przedszkola czy szkoły to nie możemy być obojętni, musimy się stać aktywnym uczestnikiem zmian. Nie przypuszczaliśmy, że chcąc wymarzonej placówki wychowawczej musimy poświęcić nasz czas i uczestniczyć w przemianach, które są istotą przystosowywania się do nowych wyzwań.                                                                                                 

     Nasza historia zaczęła się jak zwyczajnie. Syn zaczął chętnie chodzić do przedszkola, czuł się tam dobrze. Wychowawca był przyjazny, dyrekcja kompetentna, rodzice i dzieci miłe i przyjacielskie. Wydawało się, że jest wszystko dobrze. Problem rozpoczął się gdy pojawiły się pierwsze sygnały, że nasz syn nie mówi, nie odzywa się do wychowawców i większości dzieci.

W domu był bardzo rozmowny, wesoły, żartobliwy a gdy przekracza próg przedszkola następowała diametralna zmiana. Był cichy i milczący. Zaniepokojeni dopytywaliśmy wychowawców, sprawdzaliśmy co może się dziać. Uzyskiwaliśmy uspokajającą informację, że będzie dobrze, że jest to przejściowa sytuacja. Mówiono, że dzieci tak mogą mieć i musimy dać dziecku czas.

I tak upłynęło 2,5 roku obecności i milczenia naszego dziecka, które w domu było aktywne, wręcz gadatliwe a w przedszkolu milczące i coraz bardziej bojaźliwe.

     Ta sytuacja nie mogła być dla nas normalną, zaczęliśmy szukać wytłumaczenia i rozwiązania. Przepytywaliśmy wychowawców o dokładne opisanie sytuacji, zaczęły się rozmowy z dzieckiem o jego funkcjonowanie w przedszkolu, intensywnie poszukiwaliśmy powodów takiej sytuacji. Poszukiwanie w sieci, rozmowy ze specjalistami w przedszkolu, logopeda, p. Dyrektor.

I wreszcie pojawiła się podpowiedz. MUTYZM WYBIÓRCZY. Takie dwa słowa. Co to jest? Co dalej? Co robić, aby pomóc?                                                                                                        

     Dzięki p. Dyrektor usłyszeliśmy o pani Annie Strzeleckiej. To ona miała mieć sposób na nasze zmartwienie. Przesłuchaliśmy wszystkie dostępne wówczas szkolenia p. Ani. Zakupiliśmy i przeczytaliśmy książki, które wyjaśniały nam to zagadnienie. Znaleźliśmy metody pracy, które mogą rozwiązać nasz problem. Pojawiło się światełko w tunelu.

Wówczas to, poczuliśmy ulgę. Znaleźliśmy rozwiązanie i wstąpił w nas ogromny zapał do działania. Wiedzieliśmy, że nie możemy dłużej czekać. Należy zacząć działać. Podjąć wyzwanie i wziąć sprawy we własne ręce. Wyjść ze swojej strefy komfortu, aby zmieniać rzeczywistość. Aktualne stały się słowa: chcesz coś zmienić, zacznij działać, zacznij od siebie.

     Pracę rozpoczęliśmy od edukacji kadry przedszkole, konsultacji na temat stosowanych metod.

Ważna była również rozmowa z dzieckiem na temat jego lęku i problemami z jego powstawaniem.

Zdjęliśmy również z niego presję na mówienie i wymagaliśmy również tego od wychowawców. Rozpoczęliśmy także tzw. oswajanie przedszkola, czyli wejście mamy z dzieckiem do pustej sali, tak aby zaczął tam rozmawiać z osobą, z którą czuje się bezpiecznie, tzw. kotwicą bezpieczeństwa. Jak się okazało przy rodzicu nie odczuwał lęku i bardzo szybko pojawiła się mowa oraz swobodne funkcjonowanie. Następnym krokiem było wprowadzanie wychowawcy. Niestety to działanie związane było z większą trudnością. Utrwalenie niemówienia było już bardzo duże. Nie szło więc to tak łatwo, tym bardziej, że nauczyciel nie do końca był przekonany do metod, które chcieliśmy stosować.

      Był to również czas na przygotowanie gruntu w szkole, ponieważ pozostało już tylko pół roku do rozpoczęcia pierwszej klasy w nowym środowisku. Po rozmowie z Panią Dyrektor okazało się, że mamy osobę bardzo wspierającą i możemy liczyć na jej pomoc we wszystkich działaniach, które chcemy podjąć. Była to dla nas bardzo dobra wiadomość.

     Pani Dyrektor zaczęła działać. Zajęła się naborem osoby, która w przyszłości stanie się koordynatorem pracy nad mutyzmem wybiórczym. Pozwoliła nam już wejść z dzieckiem do szkoły, aby go oswajać z budynkiem. Przed wakacjami rozpoczęliśmy pracę małymi krokami z przyszłą koordynator oraz wychowawcą. Były to krótkie spotkania przy szkole i w samym budynku oraz praca metodą trójkąta. Polega to na próbie komunikacji dziecka z obcą osobą poprzez rodzica.  Zazwyczaj najpierw pojawia się komunikacja niewerbalna objawiająca się kiwaniem głową czy pokazywaniem a następnie pojedyncze słowa. Dąży się w takich ćwiczeniach do wywołania mowy i stopniowym  przyzwyczajaniu dziecka do usłyszenia własnego głosu. W ten sposób została wprowadzona pani koordynator. Syn zaczął z nią w miarę swobodnie rozmawiać najpierw przy rodzicu a później sam na sam.

Równocześnie w tym czasie podjęliśmy kroki uzyskania orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego ( KS ).  Wizyta u psychiatry, badania w PPP i zdobycie wszelkich potrzebnych dokumentów. W tych środowiskach również okazało się, że MW jest mało znanym zaburzeniem.  Dzięki naszej wiedzy mogliśmy świadomie działać, aby otrzymać stosowne dokumenty. W poradni byliśmy pierwszymi rodzicami, którzy złożyli wniosek dotyczący mutyzmu wybiórczego jako zagrożenia niedostosowaniem społecznym. Prowadzone rozmowy, używane argumenty oraz otwartość kadry na nowe zagadnienia pozwoliły nam na uzyskanie odpowiednich dokumentów. Dzięki KS mogliśmy zacząć dalsze działania pomocy dziecku we właściwym funkcjonowaniu i uzdrawianiu powstałej sytuacji.     

     Od września rozpoczęliśmy nowy rok szkolny. Nowa koordynator to osoba nowo przyjęta,  wcześniej nie pracowała w szkole. Była bardzo empatyczna, chętna na zdobywanie nowej wiedzy,  współpracująca z rodzicami i innymi nauczycielami. Nie brakowało jej odwagi, aby podejmować czynności niestandardowe. Poprzez systematyczną pracę sliding-in z poszczególnymi osobami osiągnęła dobre rezultaty komunikacji syna z większością dzieci oraz niektórymi nauczycielami.

Świetnie przepracowała także świetlice, gdzie spotkała również bardzo dobre wsparcie od nauczyciela.

     Nie bez znaczenia była również nasza praca związana z częstymi spotkaniami mamy dziecka z dyrekcją, wychowawcą oraz rozmowami rodziców z kadrą nauczycielską.  Na tych spotkaniach mogliśmy wyjaśnić co to jest MW, opisać specyfikę zaburzenia, podać przykłady zachowań. Dla niektórych nauczyciel, specjalistów nie łatwe było zrozumienie, iż lęk należy pokonywać w miejscu jego powstawania a nie w gabinecie. Problem było również zrozumieniem faktu, że jeśli dzisiaj pracujemy tylko z kilkoma osobami to w przyszłości nastąpi generalizacja mowy także do szerszego grona, że pojawi się efekt pokonania lęku przed mówieniem do innych osób.

Zorganizowaliśmy także dla grona nauczycielskiego szkolenie on-line o istocie trudności i metodach pracy. Poleciliśmy literaturę dotyczącą MW, przekazywaliśmy inne opracowania.

     Aktualnie nasz syn jest w trzeciej klasie. Na chwilę obecną możemy się cieszyć z wielu sukcesów.  Rozmowa z rówieśnikami w klasie, na przerwie nie ma już problemem we wspólnej zabawie. Jest swobodna mowa na zajęciach w klasie, odpowiadanie na pytania sprawdzające wiedzę. Komunikacja z niektórymi nauczycielami i osobami z obsługi szkoły na jej terenie nie stanowi problemu.

Mamy również sukcesy związane z publicznymi występami na szkolnych akademiach. Stopniowe angażowanie syna w tego typu aktywność przyniosła efekty. 

Poza domem zamawia dania w restauracji, samodzielnie może zrobić drobne zakupy w sklepach. Rozmawia z bliską rodziną: dziadkowie, ciocie i wujkowie, z którymi spotyka się regularnie. Potrafi porozmawiać przez telefon nawet z włączoną kamerką.

Ważnym elementem na plus jest również postęp w przyswajaniu wiedzy szkolnej. Lek przed mówieniem ograniczał bowiem jego percepcję umysłową. Przejawiało się to w braku koncentracji i możliwości zapamiętywania. Stres paraliżował umysł tak, że zalękniony kurczak pozostawał we własnym świecie i nie potrafił uwolnić umiejętności intelektualnych.

     Droga, którą przebyliśmy z naszym synem nie była łatwą. Wymagało to od nas poświęcenia czasu i energii.  Praktycznie poświecenie czasu jednego z rodziców do pełnego zaangażowania się w pracę nad MW.  Był to dla nas okres pełen wyzwań  ale również czas doskonalenia samych siebie. Zdobywania nowej wiedzy, nawiązywania relacji ze spotykanymi osobami, nauki komunikacji, wyrozumiałości i cierpliwości w działaniu. Metoda małych kroków, którą stosowaliśmy w pracy z dzieckiem, stała się dla nas metodą codziennego życia. Zastosowanie jej było skuteczne w wielu innych aspektach.

     W pewnym sensie zaburzenie lękowe związane z mutyzmem wybiórczym pozwoliło nam także poznać wielu wspaniałych ludzi, którzy nam uwierzyli, nie obawiali się zaufać rodzicom, zdobyli wiedzę o MW i podjęli wyzwanie do wspólnej pracy.

     Dzisiaj wiemy, że tylko współpraca dyrekcji,  nauczyciela i rodzica jest skutecznym sposobem na tworzenie przyjaznej szkoły. Wspomaganie się w rozwiązywaniu problemów stanowi istotę zmiany. Współpraca oraz ciągła przemiana rodzica i  nauczyciela  prowadzi to prawdziwej zmiany szkoły. Jest to recepta na zmieniającą się szkołę.

Historia Basi

Milczenie jest srebrem….
a mutyzm wybiórczy jest zaburzeniem lękowym – słowa witające nas na stronie  Anny Strzeleckiej prowadzącej werbinaria o Mutyzmie Wybiórczym. Dzięki uprzejmości Pani Anny Strzeleckiej zamieszczam kilka moich słów refleksji po upływie ponad rocznej współpracy z Basią i jej Rodziną. 

Historia Basi…

Basia pochodzi z wielodzietnej bardzo pogodnej, prawidłowo funkcjonującej i radosnej rodziny. Ja Basię poznałam trochę bliżej, gdy razem  z mamą zaczęła przychodzić po starsze rodzeństwo,  braciszka i siostrę  do przedszkola. Wówczas  w milczeniu,  ale z zainteresowaniem „kukała” do naszej sali. 

Koleżanka z grupy dzieci 5 letnich prowadziła zajęcia terapeutyczne ze starszą siostrą Basi,  u   której zdiagnozowano mutyzm wybiórczy i nieco opowiadała mi o  samym zaburzeniu i rodzaju proponowanych zajęć. 

Na prośbę Mamy dziewczynki chcącej przybliżyć charakterystykę zaburzenia lekowego, na które cierpi starsza siostra,  zorganizowane zostało spotkanie dla  całej kadry przedszkola, podczas którego w kilku słowach mama opowiedziała nam, na czym polega zaburzenie, skąd może się wywodzić, jakie kroki już zostały poczynione w ramach terapii, jakie są w planach i jak ma zachowywać się dorosły,  a dokładniej jakich pytań nie należy zadawać,  by nie pogłębiać  lęku u dziecka. 

 Ja wiedząc, że w przyszłym roku szkolnym będę miała „pod  swoimi skrzydłami” Basię, która również zmaga się z tym zaburzeniem lękowym,  nawiązałam kontakt z mamą z propozycją współpracy jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego.

Niestety nastała pandemia i praca dydaktyczna przeniosła się za „szklany ekran komputera”. Grono pedagogiczne w tempie błyskawicznym musiało  przestawić się na pracę zdalną z dziećmi, co było trudnym zadaniem, bo nagle okazało się, jak dużo można przekazać grupie gestem i  mimiką twarzy w normalnych warunkach w przedszkolu, a teraz bez grupy ucieka poczucie przynależności,  a pojawia się osamotnienie. Był to czas wielkiej kreatywności, by tak pracować, by mimo oddalenia od dzieci nie tracić z nimi  tak ulotnego kontaktu. Dla mnie był też to czas na intensywną samodoskonalenie, zagłębianie się w literaturę fachową,   poznawania istoty mutyzmu wybiórczego, jego rodzajów i  sposobów pracy z oswojeniem lęku u dzieci.

W międzyczasie dodatkowo  mama Basi chcąc wyposażyć mnie w niezbędną  podstawową wiedzę na temat MW zaproponowała mi udział w cyklu  werbinarów prowadzonych przez Panią Annę Strzelecką. 

Rozpoczynając moją znajomość z Basią, zaczęłam  nagrywać filmiki kierowane do dziewczynki,  a i trochę do jej rodzinki, przybliżałam Basi nasze przedszkole, organizując jej wirtualne zwiedzanie. Nagrywałam dla dziewczynki  bajki i krótkie opowiastki, rysowane wierszyki, zabawy paluszkowe i zagadki. Otrzymywałam od niej też nagrania  ze słyszalnym głosem, a nawet  głośnym śmiechem i żartami zabawy    z rodzeństwem  i  czytanych książeczek.

W międzyczasie nagrałam  dla wszystkich nowych przedszkolaków zaproszenie   do ogrodu przedszkolnego pod koniec wakacji  na zajęcia adaptacyjne. I wówczas pierwszy raz już jako przyszły przedszkolak Basia nieśmiało uczestniczyła wspólnie  z mamą  w proponowanych przeze mnie zabawach. 

Wrzesień przyniósł nam rozluźnienie obostrzeń i zaczął się nowy rok szkolny w murach przedszkola. Byłam w stałym osobistym kontakcie z mamą, rozpoczęłyśmy  regularną współpracę i ustaliłyśmy, że mama będzie  przychodzić  z Basią do ogrodu   w trakcie pobytu grupy, realizować będziemy Model Berliński „Spokojnej adaptacji”. Dostarczyła równocześnie do Dyrekcji przedszkola wystawioną Opinie z publicznej Poradni Pedagogiczno-Psychologicznej.  Na tej podstawie  powołany Zespół ds. pomocy psychologiczno-pedagogicznej opracował indywidualny program dla Basi.

Następnie rozszerzyłyśmy czas pobytu Basi o poranne zabawy w sali tylko  z mamą i po kilku dniach z sukcesem próbę separacji. Przez tych  pierwszych przedszkolnych  kilka dni  Basia nawiązywała ze mną tylko nieśmiały kontakt wzrokowy, spoglądając na mnie niepewnie, stopniowo wywiązywała się nić zaufania, aż  pierwsza podała mi rączkę. 

Zapewniałam  Basię, że rozumiem jej „Pana Stracha” i wiem, że potrzebuje czasu i będzie mówiła, kiedy będzie gotowa”.
Wyraziłam swoje zrozumienie i akceptację oraz chęć pomocy. 

Pod koniec  września Basia zostawała już przez większą część dnia w przedszkolu razem z grupą, komunikując się niewerbalnie. Nie wchodziła   w bliższe relacje z rówieśnikami, siadała na swoim krzesełku i obserwowała bawiących się, albo czekała na moje propozycje. Z czasem  zaprzyjaźniła się  z kolegą, który otoczył ją serdeczną opieką i obdarzył głębokim uczuciem. I tak jest po dziś dzień.        

Zaczęłyśmy z mamą cztery dni w tygodniu przed  moją pracą stosować  Metodę Małych Kroczków, techniką nieformalnego „sliding in.”, czyli  mojego „wślizgiwania się” , przybliżania się do Basi. 

Udało się! 

Basia nie przestawała mówić, bawiła się przy stoliku z mamą, nawet gdy ja zbliżałam się.  I tak dzień po dniu przybliżałam się, to komentując  świetną zabawę, to wyrażając chęć dołączenia się, a Basia nadal mówiła do mamy, mimo że ja już byłam bardzo blisko. 

Równocześnie zaproponowałam mamie, abyśmy spotykały z się „w  trójkącie”  z Basia online i ta  forma też zadziałała, co weekend rozmawiałyśmy za pośrednictwem mamy, rozwiązywałyśmy wzajemnie zadawane zagadki, a z czasem  Basia wypowiadała swobodnie  słowa wprost do mnie, zawsze były żarty i śmiechy. 

Tak jak wspomniałam, czas pandemii spowodował, że zostały zawieszone spotkania z rodzicami na imprezach grupowych w przedszkolu, przygotowałam dzieci, że nasze zabawy z okazji Pasowania na Przedszkolaka nagram i prześlę rodzicom. I tak też się stało, Basia bez skrępowania, radosna i bardzo zaangażowana występowała, a w opinii rodziców była bardzo naturalna i nie było śladu zdenerwowania.

Podczas mojej nieobecności spowodowanej koronawirusem,  poranne spotkania odbywały się w obecności nauczycielki prowadzącej terapię starszej siostry,  przy której Basia czuła się swobodnie. 

A my do regularnych spotkań online i pracy w przedszkolu wróciłyśmy w grudniu i z kolejnym sukcesem nagraliśmy dla rodzin świąteczny występ, rodzice ponownie potwierdzili,  że Basia miała  niestremowaną i pogodną minkę. 

W styczniu raz w tygodniu metodę  „sliding in” z Basią rozpoczęła druga nauczycielka  naszej grupy. 

W styczniu też rozpoczęłyśmy pracę formalnymi technikami. Mama przygotowywała drabinki, zadania do wykonania dla dwóch dziewczynek starszej siostry i Basi, i dla mnie, wzajemnie zadawałyśmy je sobie. Basia stopniowo zaczęła zwracać się bezpośrednio do mnie, głos był słyszalny i znów pojawiały się żarty! A mama powoli wycofywała się oddając mi „stery”. Basia mówiła  do mnie, czasami wspierając się mamą. Rozmowę niekiedy udawało  się kontynuować schodząc po schodach, odprowadzając mamę do szatni. 

A w szatni przedszkolnej Basia  zaczęła nawiązywać ze mną kontakt „kląskając” i od tego czasu bawiłyśmy się w naśladowanie odgłosów zwierząt. 

I tak dotarłyśmy do momentu, w którym pracowałam czasami z obiema dziewczynkami, a później tylko z Basią. No i osiągnęła Basia kolejny sukces,  usłyszałam jej głos!

Podczas każdej mojej nieobecności starałam się podtrzymywać kontakt z Basią nagrywając  jej filmiki z ciekawostkami przyrodniczymi, które bardzo Basie interesują,  a dziewczynka odpowiadała mi również w formie krótkich nagrań. 

Podczas wiosennego zawieszenia zajęć przedszkolnych pracowałam zdalnie z dziećmi oraz  umawiałam się z Basią i mamą na spotkania online i osobiste spotkania „przy płocie domku Basi”. Początkowo była  milcząca, ale podawała mi sama rączkę i oprowadzała,  pokazywała swój ogródek,  a następnie pojawiły się pojedyncze słowa. 

Po przywróceniu zajęć w przedszkolu, wróciłyśmy do pracy,   najpierw w trójkącie, a następnie we dwójkę. Po kilku dniach słyszę glos Basi!

Pracowałyśmy w naszej sali, czasami na życzenie Basi odwiedzałyśmy salę terapeutyczną i salę starszej siostry. Głos Basi nie zawsze był  słyszalny. Dziewczynka prawie zawsze  była pogodna, miała  pełne zainteresowania i ufności spojrzenie, ale nie zawsze ze mną rozmawiała. Wspomnę, że Basia oprócz tego, że przełamywała lęk przed mówieniem, równocześnie bardzo odważnie wchodziła w różne proponowane przez przedszkole aktywności, choćby zajęcia z piłką nożną czy przedstawienia teatralne. Początkowo ćwiczyłyśmy razem, trzymając się za ręce,  powoli „wypuszczałam ją z rąk”  i wycofywałam się, będąc nadal blisko.  Dziś Basia bawi się i gra   z dziećmi, czasami spoglądając w moją stronę.    

Basia jest bardzo pogodną, ciekawą świata dziewczynką. Bardzo lubi aktywności artystyczne taniec, rysunek, malowanie, gdy w tle płynie muzyka klasyczna. Bardzo chętnie uczestniczy też w  grupowych zabawach muzyczno-ruchowych.  Jest dużo pewniejsza siebie, niż na początku przygody przedszkolnej. Ja jestem pełna wiary w jej  pełen sukces! 

Za kilka dni kończy się rok szkolny, a ja z wielką  nadzieją patrzę w przyszłość, tym bardziej że Basia jest otoczona ludźmi akceptującymi ja w pełni i  szczerze jej kibicującymi przede wszystkim   ze strony rodziny i przedszkola.  

Co planuję w przyszłości? 

Dalej  systematycznie i wnikliwie obserwować  dziewczynkę, wspierać w sytuacjach trudnych, by oddalać ryzyko niedostosowania   i wykluczenia społecznego. 

Nadal być w tak bliskim kontakcie z rodzicami,  nie przerywać dobrze toczącej się współpracy, nawiązywać kontakty ze specjalistami. Stosować skuteczną do tej pory arteterapie, dająca upust emocji,  frustracji i pomagająca obniżyć poziom lęku u dziewczynki. 

Podwyższać samoocenę dziewczynki poprzez nagradzanie słowne nawet  najdrobniejszych sukcesów i podkreślanie mocnych stron. 

Dążyć do inicjowania przez dziewczynkę samodzielnie kontaktów rówieśniczych, między innymi stwarzając sytuacje zadaniowe.  

Dziękuję Rodzicom  Basi za obdarzone zaufanie, Dyrekcji za wsparcie i  współpracę. Pani Annie Strzeleckiej za  przekazaną ogromną wiedzę na start.  A koleżance Dorocie za bardzo  cenne wskazówki! 
Dziękuję
Agnieszka Gazda, 
nauczyciel Przedszkola Słoneczna Chatka w Poznaniu

Praca zdalna – nie tylko w czasie pandemii


Chciałam Was zaprosić do zapoznania się z materiałem, który przygotowała dla Was Maggie Johnson. Powstał on po krótkiej wymianie maili na samym początku pandemii.
Maggie wyraziła zgodę na tłumaczenie i udostępnienie Wam tego artykułu.

Dodam tylko, że ten materiał to jest SUPLEMENT do książki, a nie samodzielny 4 stronicowy kurs „jak pokonać MW”. Musicie wiedzieć czym jest obciążenie komunikacyjne, jakie są etapy swobodnego mówienia itd. Nie oszukujcie się, że da się bez tego. To tylko dodatek na czas izolacji, nauczania zdalnego. Oczywiście można wykorzystywać do pracy na odległość z rodziną, czy znajomymi również w innych okolicznościach. Czekam na Wasze opinie, komentarze. Jeśli coś jest niejasne to pytajcie na grupie wsparcia https://www.facebook.com/groups/malymi.krokami.
Wszystko wyjaśnię lub odeślę do najlepszej książki o mutyzmie wybiórczym.

Dziękuję Alicji Pałac-Nożewskiej za pomoc w tłumaczeniu i pierwsze czytanie. Wybaczcie mi nieco koślawy język. Tłumacz ze mnie żaden.

Dokument możesz pobrać TUTAJ

Łagodna Adaptacja- czyli jak zmieniłam bieg wydarzeń

Wakacje 2019. „Niedługo mój Pierworodny pójdzie do przedszkola. O mój Boże, jak ja to przeżyję? Będzie ciężko! Na pewno będzie ciężko! Będzie płakał, a ja nie dam rady go tam zostawić! „… – Tak brzmiał mój wewnętrzny głos, który tak naprawdę był mieszanką wielu komentarzy, wypowiadanych kiedyś przez osoby postronne,ale i mieszanką moich lęków. Że jak synek jest ze mną w domu do 3 roku życia, to ciężej mu będzie w przedszkolu. Tym bardziej, że jest wrażliwy. Synuś Mamusi.

Ja też czułam to wewnętrznie. Ale coś mi podpowadało, że musi być jakiś sposób, że adaptacja do przedszkola zależy od wielu czynników, ale przede wszystkim od przygotowania do zmiany. Ogromnej zmiany. Ale lęk i tak narastał.

Tak właśnie wyglądały moje ostatnie wakacje. Ogromny lęk. Postanowiłam coś z tym zrobić, żeby mną nie zawładnął. Poradziłam sobie na tamten moment najlepiej jak potrafiłam.

Zaczęłam od wiedzy. Czy jest jakiś inny sposób na adaptację? Żeby przebiegła łagodnie?
Kilka miesięcy wcześniej zakupiłam książkę Agnieszki Stein „Akcja Adaptacja”. Ale mój lęk kazał mi odkładać czytanie. Ból brzucha towarzyszył każdej myśli o tym, żeby zacząć od dziś… Dlatego zaczęłam unikać tematu, aż do momentu, w którym musiałam się tym zająć.

Sierpień. Bóle brzucha nasilały się przy każdym przeczytanym rozdziale, ale z drugiej strony pojawiała się alternatywa. To nie musi wyglądać tak, jak wygląda w wielu przedszkolach. Okazało się, że mam prawo przeprowadzić adaptację na swoich zasadach, jeśli placówka nie proponuje rodzicom łagodnej formy oswajania przedszkola. Zrozumiałam, że adaptacją mogę zarządzać ja. I nie oznaczało to wcale „przeszkadzania” Paniom w wykonaniu ich codziennej pracy.

Wertowałam Internet w poszukiwaniu rzetelnych artykułów, pisanych przez psychologów dziecięcych, specjalistów od self-reg. Znalazłam wiele ciekawych pozycji, dzięki którym mój ból brzucha delikatnie łagodniał. Nie wiedząc jeszcze wtedy o mutyzmie wybiórczym mojego Pierworodnego, małymi krokami rozpracowywałam lęki moje i dziecka.

Kiedy poczułam się w miarę pewnie w teorii, postanowiłam przejść do praktyki. Na spotkaniu z kadrą przedszkola poprosiłam o dzień adaptacyjny, aby dzieci mogły poznać salę, wejść tam z rodzicami, podotykać zabawek i zobaczyć swojego wychowawcę.

To był strzał w dziesiątkę. Synek po tych dwóch godzinach spędzonych w placówce stwierdził pierwszy raz, że chce chodzić do przedszkola.
Ufff. Jeden zero.

Przy każdej okazji robiliśmy zdjęcia okolicy, naszych wycieczek rowerowych i za radą Agnieszki Stein zrobiliśmy z nich „książkę” o naszym przedszkolu. Natrafiłam również na wspaniały kurs online o macierzyństwie, adaptacji i matczynych lękach. Że należy zacząć od siebie. Ten kurs otworzył mi oczy.
Zauważyłam pozytywne strony tej sytuacji. Że będę miała czas na kawę i zabawy z młodszym synkiem. Że będę mogła”odsapnąć”.

Początek września. Brzuch bolał nadal,ale czułam się przygotowana wzorowo. Na pamięć uczyłam się jeszcze 7 zdań, których można użyć, jeśli ktoś będzie próbował wyrwać mi dziecko z rąk. Zrobiłam notatki z książki, żeby móc do nich wracać w każdej chwili. Uprzedziłam też Panią, że będę siedziała w szatni, a Synek będzie zostawał w przedszkolu najpierw godzinę,później dwie. Że małymi krokami przez to przejdziemy. Bez dantejskich scen, które rozgrywają się na początku września w większości przedszkoli.

Synek poradził sobie wspaniale. Pomimo mutyzmu wybiórczego, czyli lęku przez mówieniem do osób spoza swojej strefy komfortu. Dał mi buziaka, „przytulaska”. I wszedł.

Na pewno było to ogromne wyzwanie, ale zaskoczył nas wszystkich swoją odwagą. Byłam dumna z niego, ale przede wszystkim byłam dumna z siebie. Że tak wspaniale się do tego przygotowałam,że przygotowałam dziecko. Zapewnialam go, że będę w szatni i tam byłam.

Mąż któregoś razu powiedział:”Przecież możesz wrócić do domu, nie zauważy”. Ale ja wiedziałam, że to kwestia zaufania. I nie mogę go zawieźć. Po tygodniu Synek sam zaproponował, żebym posiedziała w szatni 10 minut, a później mogę jechać do domu. Aż w końcu został zupełnie sam.

Adaptacja w naszym przypadku trwała około dwóch tygodni.
Przyznam szczerze, że do dziś mam ciarki na plecach, jak przypomnę sobie ten pierwszy dzień. Płacz za drzwiami, przerażenie, że to może być mój kochany, maleńki Synek. Rodzice, którzy zawstydzali dzieci i wbijali je w poczucie winy:”No miałeś przecież wejść! Mówiłeś że zostaniesz! Taki duży i płacze?!”. Nie mogłam tego słuchać… A wystarczyło zaakceptować emocje, nazwać je i zrozumieć, a także zapewnić o swoim wsparciu i powrocie. Albo usiąść w tej szatni jak ja.

Byłam jedyną mamą, która tak robiła. Czułam na sobie wzrok nauczycieli. Kiedyś usłyszałam nawet od jednego z nich, „A to trzeba tak siedzieć?”. „Tak, trzeba”- powiedziałam. Tak trzeba było postąpić.

Pomimo tego, że u mojego Syna po dwóch miesiącach pobytu w przedszkolu zdiagnozowano Mutyzm Wybiórczy, radzi sobie i idzie do przodu. Wiem, że pomogłam mu obniżyć ten lęk własnie na początku, podczas adaptacji. Że teraz, przy terapii małych kroków według Maggie Johnson, zbieramy tego plony, bo idzie nam bardzo dobrze. Ale to znowu moja praca, wiedza, ale i błędy.

I tak do końca świata 😉

Malwina W., Mama A.

Oswajanie…

Od wczoraj mieszka z nami 11 tygodniowa kotka – dachowiec.  Została przygarnięta do adopcji. Braliśmy ją w ciemno – powiedziałam, ze zwierzę to nie mebel i co dostaniemy, to pokochamy jak własne. Nie chciałam wybierać.

Kiedy przyjechała do nas wczoraj razem z Suzan, która z ramienia organizacji podpisywała z nami umowę o adopcji, zostałam poinstruowana jak mam ją karmić, dbać o sierść i kiedy wykonać kolejne szczepienie.

Następnie padło pytanie czy są w domu inne zwierzęta? Oczywiście powiedziałam – mamy jeszcze psa Golden Retrievera.
Suzan zaczęła mi opowiadać o tym jak mam oswoić psa i kota, ale zanim się rozkręciła na dobre to powiedziałam, ze ja wiem jak to robić.
Zaciekawiona spytała – a skąd Ty to wiesz? No i tutaj zaczęłam mój wykład pt. „Mutyzm wybiórczy jako zaburzenie lękowe”. Suzan od razu zauważyła w swoim otoczeniu takie dzieci i powiedziała: a ja myślałam, że to nieśmiałość, ale on się nigdy do nikogo w szkole nie odezwał…

Suzan zwróciła sie wtedy do kotki: „słuchaj, zostajesz w rękach eksperta. Nic tu po mnie. Jestem spokojna, że będziesz w dobrym domu. Bądź grzeczna i nie przynieś mi wstydu.”

Dzieci nie wiedziały nic o nowym kocie, wiec kiedy wczoraj wróciły ze szkoły radości nie było końca. Myślę, ze ten kot w sposób pozytywny wpłynie na nasze życie. Takie zmiany są dobre 🙂

Oswajanie nadal trwa 😀 Pojęcia nie macie jak M (11,wxMW) rozumie lęk kotki przed psem i jak dobrze wie, jak trzeba im pomóc oswoić się – kroczek po kroczku.

PS Nadal jest bezimienna!

Ogólnopolska Konferencja „Zagubione w milczeniu”

30 listopada 2018 roku brałam udział jako prelegent w Ogólnopolskiej Konferencji „Zagubione w milczeniu”. Kiedy kilka tygodni wcześniej otrzymałam zaproszenie do udziału w konferencji i zobaczyłam kto ma występować tego samego dnia mój mąż powiedział żartobliwie: chociaż się ładnie ubierz :). Oczywiście miał na myśli to, że nie mam przed nazwiskiem ani jednej litery, a niektóre z wymienionych osób miały ich całe mnówstwo.

Pomyślałam, ze skupię sie w moim wystąpieniu na tak bardzo słabo rozumianym: aspekcie lęku. Zrozumienia, że mutyzm wybiórczy to zaburzenie lękowe i tak jest klasyfiowane w najnowszej klasyfikacji DSM 5 (a ja jako mama wiem, co to jest).
Moje dziecko pokonało mutyzm wybiórczy, kiedy przestała bać się mówić. Wiem, ze w Polsce (i na całym świecie) jest bardzo dużo mitów o tym zaburzeniu. Teraz już wiem z czego one wynikają, a wszystko rozpoczęło się tuż po wykładzie Pani doktor (lek,med.) Joanny Boroń-Zyss.
Wykład pani psychiatry (specjalisty psychiatrii dzieci i młodzieży) wyjaśnił dobrze uczestnikom jak powinien wyglądać proces diagnozy i na czym powinna polegać terapia mutyzmu wybiórczego. Cieszyłam się bo wykład zgadzał się z tym o czym czytałam w podręcznikach anglojęzycznych.

Na uwagę zasługują jeszcze dwa wykłady Pani Alicji  Iwanowskiej oraz Pani Barbary Jedynak.
Pani Basia ujęła moje serce przyznaniem się do wielu błędów, które popełniła, co tylko pokazuje jak bardzo konieczne jest szerzenie rzetelnej wiedzy. Pokazuje również jej pokorę i zdolność do refleksji, która często nie idzie w parze ze snobizmem specjalistów.
Pani Alicja pokazała jak pracuje z dziećmi i widać było, że robi to rewelacyjnie, jak prawdziwy specjalista z ogromną pasją.

Wykłady rodziców były wzruszające i ich odbiór był bardzo dobry.
Ja skupiłam się na mitach, ale nie spodziewałam się, że będę obalać mity przedstawiane na wcześniejszych sesjach.

Życzę sobie, aby w przyszłości było więcej takich wydarzeń, bo pokazują one jak poziom wiedzy naukowej ma się do praktyki i moim zdaniem praktyka wyprzedza wiedzę naukową w Polsce przynajmniej o 3 dekady….

Dziękuję wszystkim, których spotkałam. Stworzyliście super atmosferę i mam nadzieję, ze takie wydarzenie powtórzy się szybko.

Ogromne wyrazy uznania dla organizatorów tego wydarzenia. Wydawnictwo Edukacyjne stanęło na wysokości zadania.

Czy dziecko z mutyzmem wybiórczym jest uwięzione w ciszy?

Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie.
Po pierwsze dziecko z mutyzmem wybiórczym nie jest głuche. Zazwyczaj słuch ma bardzo dobry lub zdarza się wręcz nadwrażliwość słuchowa.
Kolejna sprawa to praca z takim dzieckiem absolutnie nie może być prowadzona w ciszy. Praca z dzieckiem MW to nie jest układanie puzzli lub klocków w ciszy. Takie działania utrudniają dziecku pokonanie lęku przed mówieniem.
Należy pamiętać o tym, aby cały czas mówić robiąc pauzy, aby dać dziecku szansę na odpowiedź. Używajcie jednak formy przyjaznego komentowania w stylu: „jestem ciekawa czy tam jest więcej czerwonych…” „zobacz, tam chyba są zielone…” zastanawiam się, czy te niebieskie tu będą pasować…”
Podczas takich spotkań, absolutnie nie może być ciszy, bo pamiętajcie, że przełamanie ciszy jest bardzo trudne! Ciszą, zwiększacie lęk i zmniejszacie szansę na to, że dziecko się odezwie.

Praca z dzieckiem z MW powinna być wesoła, radosna i głośna!

Moje podróże z mutyzmem wybiórczym

Zastanawiacie się gdzie już byłam? Poniżej mapka z informacjami. Przez kilka lat udało mi się zwiedzić kila miejsc w Polsce, Irlandii i UK.

Na szczęście lubię podróżować i już niebawem odwiedzę Rzeszów i Kraków. Wiosną na pewno będę w Poznaniu i Warszawie 🙂

Jak poradziłam sobie z trudną sytuacją, która dotknęła moje dziecko?

Wiemy o tym, że mutyzm wybiórczy i mutyzm traumatyczny to są dwa odmienne zaburzenia, które muszą być różnicowane w procesie diagnozy.

Mutyzm wybióczy – to zaburzenie lękowe,  lęk przed mówieniem i/lub byciem słyszanym, a nawet widzianym podczas mówienia.
Takie dziecko zachowuje się często bardzo głośno i radośnie w domu, natomiast jest milczące i wycofane tam gdzie odczuwa dyskomfort.

Mutyzm trumatyczny to jeden z OBJAWÓW występujący często wraz z innymi, które są częścią zespołu stresu pourazowego (uraz psychiczny lub fizyczny).
Brak mowy w tym przypadku występuje nagle, a ograniczenie mówienia jest w każdym środowisku, również domowym, często jest to całkowite milczenie, czasami może być również odmowa jedzenia i picia (wynikająca z dysocjacji, mechanizmu obronnego). Może współwystępować z depresją lub stanami depresyjnymi.

Czy oba te zaburzenia mogą występować u jednego dziecka? Zdecydowanie mogą i to na pewno skomplikuje prawidłową diagnozę (choć nie wiem czy prawdopodobieństwo tego jest jak trafienie 6 w totolotku?)

Mając niewielką świadomość dotyczącą traumy wiedziałam, ze trudnych wydarzeń nie wolno zamiatać pod dywan. Trzeba z dzieckiem je przegadać, przepracować i nie pozwolić, aby dziecko musiało przeżywać je samotnie. Albo, aby odczuwało, że jego lęk jest „głupi” czy „niewłaściwy”, bo „chłopaki nie płaczą”, albo „taka duża, nie może być beksą”.

Pamiętam dobrze dwa zdarzenia, które dla mojej córki były trudne: WYPADEK rowerzysty i ŚMIERĆ jej kota.

Zaczną od pierwszego wydarzenia.
Był rok 2015, byłam z dziećmi w Pile, u rodziców. Wracaliśmy z placu zabaw. M (wtedy 8 lat) chciała pobiec pierwsza i zadzwonić domofonem. Oddaliła się odemnie biegiem i nagle stanęła jak wryta, a ja zauważyłam leżącego tuż przed blokiem, w kałuży krwi rowarzystę.  Miałam ogromny dylemat jak postąpić. Jako ratownik medyczny czułam, ze powinnam pomóc, ale jako matka dziecka z MW – wiedziałam, ze muszę chronić moje dziecko przed takimi zdarzeniami. Podjęłam decyzję – nie mogę człowieka zostawić w potrzebie. Powiedziałam do M, aby zadzwoniła domofonem i poszła na górę z siostrami (które były ze mną i nie widziały detali, bo odwróciłam ich uwagę) powiedzieć babci, aby ona zeszła na dół z telefonem jeśli będzie trzeba wezwać pogotowie, a one mają zostać w domu.
Szczerze to już nie pamiętam detali tego co było dalej, ale na pewno dołączyła do nas sąsiadka z opatrunkami, rękawiczkami itd. Facet okazał się pijaczyną, z rozbitym łukiem brwiowym po upadku na rowerze po pijaku. Ale człowiek, to człowiek. Odmówił wzywania pogotowia, po chwili leżania wstał i pospacerował dalej już nie wsiadając na rower.

Co zrobiłam dalej?

Zadzwoniłam do męża i poprosiłam, aby wieczorem zadzwonił przez Skype i spytał dzieci jak minął dzień, a kiedy M zacznie mówić o tym wydarzeniu ma bez paniki dopytać o szczegóły i nie wyrażać się w stylu „o jej to straszne” tylko „super dzielna byłaś, ze zawołałaś babcię” itd.

Wieczorem tak było. Kiedy M zaczęła opowiadać o tym wydarzeniu byłam w totalnym szoku jakie detale zapamiętała. Tata zachował się na medal. Dopytywał i pochwaił postępowanie M.
Powiedziałam M, że pan na pewno poszedł do domu i teraz je kolację z rodziną, a rana się zagoi.  Wracałam do tego zdarzenia jeszcze kilka razy we wspomnieniach i dawałam upust ciekawości M, przechodziłam z nią w tamtym miejscy (a mogłam je omijać!). Wydaje mi się, ze zdarzenie nie zostawiło w niej urazu. Jej zachowanie nie zmieniło się i lęki nie wzrastały.

Drugie zdarzenie – ŚMIERĆ kota…
To był rok 2017. Ja byłam na małym urlopie w Grecji z koleżanką kiedy dostałam telefon od męża. „Coś się stało” – oznajmił jego głos. Moje serce zamarło. Oczami wyobraźni widziałam juz moje córki pod respiratorem…
„Nie chodzi o dzieci” – na pewno więc pożar domu lub rozwalone auto.
„Kot nie żyje…”
Mąż opowiedział co się stało – pies sąsiada a la owczarek niemiecki, latający luzem dorwał naszego kota i zagryzł na oczach dzieci. Na szczęście nie naszych dzieci, bo one były w domu. Po męża przyszedł sąsiad. Mąż schował martwego kota do bagażnika. Kiedy dzwonił do mnie dzieci jeszcze nie wiedziały co się stało.
Powiedziałam mu, aby zadzwonił do mnie jak wróci do domu i ja im powiem.
Mega trudne. Kiedy powiedziałam co się stało były słychać krzyki i płacz. Ja też płakałam…. Następnego dnia rano zadzwoniłam do szkoły i powiedziałam o tym zdarzeniu i prosiłam, aby pozwolili się M wygadać w tym temacie jeśli będzie chciała, aby nie udawali, ze nic się nie stało. Póżniej od nauczycielki dowiedziałam się, ze M płakała na lekcji i pozwolili jej wyjść do kaplicy się wyciszyć oraz porozmawiać o tym z panią wspierającą i koleżanką.
Z Grecji przywiozłam pamiątki…. z kotami. Naklejki, kubek, notes, długopis itd. Nie chciałam udawać, ze nic sie nie stało. M ma do dziś zdjęcia kota w pokoju, które jej wydrukowałam, Często o niej rozmawialiśmy i powiedziałam, ze zawsze będzie w naszej pamięci. Wiele osób mówiło, aby kupić drugiego kota, ale ja uznałam, ze to zły pomysł, bo nie da się go tak po prostu zastąpić.
Cieszy mnie, że również ta sytuacja nie wpłynęła na nią negatywnie w żaden poważny sposób. Do dziś wspominamy kota i nie mamy „zamiennika”, ale czuję że nadchodzi czas, aby poszukać jakiegoś kociaka 🙂

Nie wiem czy komuś ten wpis pomoże, ale ja uważam, ze trudne sytuacje wymagają rozmowy, wsparcia, uznania smutku, przejścia przez „żałobę”, a nie zastępowanie „straty” zamienikiem.

Na zdjęciu młoda kicia z naszym psem. Myślę, że brak lęku przed psami okazał się dla niej śmiertelnym zagrożeniem…

Samookaleczenia dziecka po kilkuletniej terapii gabinetowej u „specjalisty” z nastoletnim stażem

UWAGA – WRAŻLIWYM POLECAM OSTROŻNOŚĆ
 
Jeśli ktoś z Was zastanawia się jak to jest założyć i prowadzić grupę dla kilku tysięcy osób, albo założyć i prowadzić fanpage (stronę) na Facebook to muszę Was uświadomić, że często nie jest łatwo.
Chciałam podzielić się z Wami pewnym zrzutem ekranu jaki zrobiłam. Zakryłam wrażliwe dane i nie będę wspominać jakiego miasta dotyczy, aby chronić prywatność młodej osoby, która była w takiej ogromnej desperacji.
Świat jest mały, nie trzeba o tym nikomu przypominać… od słowa do słowa, od sytuacji do sytuacji okazało się, że moją stronę na Facebook’u odnalazła młoda dziewczyna z MW.
 
Tak z MW. Niestety – ani nie wyrosła, ani nie została wyleczona z MW w kilkuletniej terapii gabinetowej. Był wrzesień… Przez całą szkołę podstawową milczała, drugie śniadanie jadła w ukryciu. Specjalista, który od rodziców dziecka dostał pewnie równowartość dobrego, używanego samochodu nie zrobił nic właściwego, aby dziecku pomóc. Nie wyjaśnił rodzicom, nie wyjaśnił nauczycielom. Spotykał się z dzieckiem w gabinecie i dopiero za zakończenie terapii (dziecko nadal nie rozmawiało wtedy w szkole) powiedział dziecku co mu jest.
 

A skąd to wiem? Bo świat jest mały..
 
No i ten wrzesień się zaczął, dziecko poszło do gimnazjum i nie wytrzymało… najpierw pisała do nas na priv różne rzeczy z których można było wywnioskować jak bardzo cierpi i jak bardzo została skrzywdzona. Aż pewnego dnia przysłała zdjęcia okaleczonych rąk.
Czy mam pewność, ze to jej osobiste ręce, a nie fotka z neta? Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Wiedziałam z jakiego jest miasta, wiedziałam jak się nazywa (na serio NIKT NIE JEST ANONIMOWY W INTERNECIE). Zgłosiłam sprawę na Policję właściwą dla miejsca zamieszkania. Wiem, że była interwencja. Wiem, bo świat jest mały, a niektórzy maja długie języki. Tyle mogłam zrobić. Nie jestem w stanie pomóc jej więcej, nie umiałam przekonać jej mamy do przyjechania na szkolenie, nie wiem czy brała udział w jakimś webinarium, nie wiem co się z nią teraz dzieje. Ale nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy zrozumiałam, że ten właśnie terapeuta okłamywał mnie prosto w oczy, że nie pracuje z żadnym dzieckiem z MW w gabinecie, a potem na jaw wyszły takie rzeczy… Bo świat jest mały, a kłamstwo ma krótkie nogi…
 
Jeśli to nie przekonało Was rodziców, że krzywdzicie dzieci kiedy nie pracujecie nad ich lękami, ale słuchacie bzdur wypowiadanych przez pseudospecjalistów, że dziecko potrzebuje „wsparcia w gabinecie”, jeśli to nie przekonało specjalistów – że na serio z MW trzeba pracować poza gabinetem, że terapia indywidualna, grupowa, obozy, wczasy, autorskie programy (bez oparcia w metodach naukowych) są nic nie warte, a często wręcz szkodliwe – to nie wracajcie więcej na tą stronę, bo boli mnie serce za każdym razem kiedy słyszę kolejną smutną historię o dziecku, któremu nikt nie pomógł, a specjalista zaszkodził.
 
Podobnych historii jest przynajmniej kilkanaście, ta wydawała mi się najbardziej drastyczna i udokumentowana zdjęciem dlatego chciałam się nią podzielić.
 
Jeśli szukacie pomocy – zapraszam!
 
Jeśli chcesz poczytać o tym dlaczego terapia gabinetowa nie będzie skuteczna w przypadku MW zapraszam tutaj: