Samookaleczenia dziecka po kilkuletniej terapii gabinetowej u „specjalisty” z nastoletnim stażem

UWAGA – WRAŻLIWYM POLECAM OSTROŻNOŚĆ
 
Jeśli ktoś z Was zastanawia się jak to jest założyć i prowadzić grupę dla kilku tysięcy osób, albo założyć i prowadzić fanpage (stronę) na Facebook to muszę Was uświadomić, że często nie jest łatwo.
Chciałam podzielić się z Wami pewnym zrzutem ekranu jaki zrobiłam. Zakryłam wrażliwe dane i nie będę wspominać jakiego miasta dotyczy, aby chronić prywatność młodej osoby, która była w takiej ogromnej desperacji.
Świat jest mały, nie trzeba o tym nikomu przypominać… od słowa do słowa, od sytuacji do sytuacji okazało się, że moją stronę na Facebook’u odnalazła młoda dziewczyna z MW.
 
Tak z MW. Niestety – ani nie wyrosła, ani nie została wyleczona z MW w kilkuletniej terapii gabinetowej. Był wrzesień… Przez całą szkołę podstawową milczała, drugie śniadanie jadła w ukryciu. Specjalista, który od rodziców dziecka dostał pewnie równowartość dobrego, używanego samochodu nie zrobił nic właściwego, aby dziecku pomóc. Nie wyjaśnił rodzicom, nie wyjaśnił nauczycielom. Spotykał się z dzieckiem w gabinecie i dopiero za zakończenie terapii (dziecko nadal nie rozmawiało wtedy w szkole) powiedział dziecku co mu jest.
 

A skąd to wiem? Bo świat jest mały..
 
No i ten wrzesień się zaczął, dziecko poszło do gimnazjum i nie wytrzymało… najpierw pisała do nas na priv różne rzeczy z których można było wywnioskować jak bardzo cierpi i jak bardzo została skrzywdzona. Aż pewnego dnia przysłała zdjęcia okaleczonych rąk.
Czy mam pewność, ze to jej osobiste ręce, a nie fotka z neta? Nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Wiedziałam z jakiego jest miasta, wiedziałam jak się nazywa (na serio NIKT NIE JEST ANONIMOWY W INTERNECIE). Zgłosiłam sprawę na Policję właściwą dla miejsca zamieszkania. Wiem, że była interwencja. Wiem, bo świat jest mały, a niektórzy maja długie języki. Tyle mogłam zrobić. Nie jestem w stanie pomóc jej więcej, nie umiałam przekonać jej mamy do przyjechania na szkolenie, nie wiem czy brała udział w jakimś webinarium, nie wiem co się z nią teraz dzieje. Ale nigdy nie zapomnę tego uczucia kiedy zrozumiałam, że ten właśnie terapeuta okłamywał mnie prosto w oczy, że nie pracuje z żadnym dzieckiem z MW w gabinecie, a potem na jaw wyszły takie rzeczy… Bo świat jest mały, a kłamstwo ma krótkie nogi…
 
Jeśli to nie przekonało Was rodziców, że krzywdzicie dzieci kiedy nie pracujecie nad ich lękami, ale słuchacie bzdur wypowiadanych przez pseudospecjalistów, że dziecko potrzebuje „wsparcia w gabinecie”, jeśli to nie przekonało specjalistów – że na serio z MW trzeba pracować poza gabinetem, że terapia indywidualna, grupowa, obozy, wczasy, autorskie programy (bez oparcia w metodach naukowych) są nic nie warte, a często wręcz szkodliwe – to nie wracajcie więcej na tą stronę, bo boli mnie serce za każdym razem kiedy słyszę kolejną smutną historię o dziecku, któremu nikt nie pomógł, a specjalista zaszkodził.
 
Podobnych historii jest przynajmniej kilkanaście, ta wydawała mi się najbardziej drastyczna i udokumentowana zdjęciem dlatego chciałam się nią podzielić.
 
Jeśli szukacie pomocy – zapraszam!
 
Jeśli chcesz poczytać o tym dlaczego terapia gabinetowa nie będzie skuteczna w przypadku MW zapraszam tutaj: