„Sliding in” w praktyce, czyli o tym jak pracujemy z nauczycielem w nowej szkole.

W pierwszym tygodniu września podjęliśmy bardzo ważną decyzje – zmieniliśmy szkołę. Powodów było bardzo dużo.
Nowa szkoła to nowy (dwuletni budynek) 5 minut od naszego domu (a biegiem to nawet i 3, sprawdzałam), piękne przestronne sale, wc w każdej klasie (co dla lękliwego dziecka jest ważne).

Przede wszystkim jednak inne podejście do uczniów i rodziców.


Szkoła jest większa od starej szkoły, co w sumie jest minusem, ale ma klasy integracyjne i klasy specjalne. To już samo w sobie powoduje, że nauczyciele i dyrekcja nie wydaja się być nastawieni tylko na zwycięstwa najlepszych uczniów, ale jak motto szkoły mówi – chcą wydobyć jak najwięcej z każdego.
Rozmowę z dyrektorem zaczęłam od tego, że potrzebuje szkoły, która chce pracować z moim dzieckiem, która będzie wspierać i rozumieć. Byłam gotowa przenieść 3 moich dzieci jeśli tylko będą w stanie nam pomóc.
Co było nie tak w starej szkole? Przede wszystkim czułam się tam jak intruz. Nauczyciele okazywali wsparcie i starali się, ale dyrekcja już nie była zadowolona kiedy chciałam oswajać dziecko ze szkołą. To był mój autorski pomysł zanim pojechałam na szkolenie – chodzić do szkoły po lekcjach, oswajać mowę z tymi ścianami, które nigdy nie były jej świadkiem. Było trudno.
A to że nie ma ubezpieczenia, ze nie mam zaświadczenia o niekaralności i nie wiem co tam jeszcze. Moim zdaniem to był tylko brak dobrych chęci.
Dyrektorka starej szkoły wywołuje u mnie palpitacje serce (i to nie tylko u mnie!). Trudno dziwić się, że dzieci za nią nie przepadają, a niektóre wręcz się jej boją.

Na rozmowie w nowej szkole czułam się partnerem. Czułam się wysłuchana, zrozumiana i czułam, że będzie tam wsparcie. Czułam, bo żadnej gwarancji nie było. Były tylko obietnice, że zrobią wszystko co w ich mocy.

Po południu pojechałam z dziećmi. Były zachwycone nowym budynkiem. Znamy go, bo byliśmy go zwiedzać kiedy go otwierali. Często widzimy go podczas spacerów po okolicy. Od razu spodobał się dzieciom duży, jasny gmach szkolny bez zapachu pleśni. M nie przestawała mówić po polsku.
Dyrektor oprowadzał nas po całym budynku odpowiadając na każde pytanie z ogromna cierpliwością, zrozumieniem i uśmiechem. Takim ciepłem, którego wcześniej nie doświadczyłam.

Dzieci jednogłośnie orzekły, że chcą zmienić szkołę. M była najbardziej zadowolona, bo to przede wszystkim miejsce, w którym nikt nie wie, że ona nie mówi.

To był piątek. Poinformowałam starą szkołę o naszych zamiarach i po rozmowie telefonicznej z dyrektorką nie miałam już żadnych wątpliwości… W poniedziałek dzieci zabrały swoje rzeczy i we wtorek zaczęły zajęcia w nowej szkole.
12.11.2014