Moja córka o imieniu Julia, obecnie ma 8lat i zmaga się z mutyzmem wybiórczym odkąd pamiętam. Niestety zaczęłam być świadomym rodzicem dopiero, gdy Julia miała skończone 6 lat.
Julia poszła do kl‘’0’’ do szkoły, gdyż wówczas uważałam, że zmiana będzie dla niej lepsza. Dużo dzieci odchodziło z przedszkola do szkół, a mając córkę lękową chciałam, aby już w ‘’0’’ mogła zintegrować się z grupą dzieci, z którą byłam przekonana, że przejdzie do klasy I.
Oczywiście moja wiedze wówczas była na poziomie 0, choć problem widziałam i zaczęłam swoją przygodę z psychologami. Tak, dobrze przeczytaliście – liczba mnoga, gdyż chodziłam od psychologa do psychoterapeuty szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie ’’dlaczego moja córka nie rozmawia z osobami dorosłymi?” To było istne szaleństwo różnych terapii od zabawy w piasku po biofeedbecka… Mimo licznych zajęć nawet grupowych z dziećmi nieśmiałymi, czy teatr dla dzieci jąkających się i z mutyzmem wybiórczym efektów brak.
W kl ‘’0’’ córka z dziećmi świetnie funkcjonowała, a wychowawczyni odpowiadała na pytania. Wówczas faktycznie przez moment uważałam, że może sobie coś uroiłam, jak twierdziła pewna pani psycholog – to ja mam zbyt duże wymagania i aspiracje wobec mojego dziecka.
Koniec kl. ‘’0’’ przeczytałam z mężem artykuł, gdzie idealnie opis przedstawionego zaburzenia pasował do mojej córki- Hasło ‘’Mutyzm wybiórczy’’ wreszcie dało mi odpowiedź, co dolega mojej córce. Pojechałam na pierwsze szkolenie z logopedą i postanowiłam również zacząć działać w szkole.
W szkole okazało się, że aby Julia została w tej placówce musi przejść egzaminy sprawnościowe. Julia zdała egzaminy do klasy z gimnastyką artystyczną, jako jedna z 3ki dzieci ze swojej 0ki. Reszta musiała odejść. To był szok – znowu zmiana dzieci, jedynie wychowawczyni została ta sama, co mnie trochę uspokoiło. Uzgodniłam z Wychowawczynią, że pod koniec wakacji spotkamy się kilka razy, aby Julia łatwiej wróciła po wakacjach do szkoły. W temacie MW nadal raczkowałam i starałam się moją wiedzę przekazać wychowawczyni.
Odbyło się kilka spotkań, gdzie robiłyśmy drabinę. Teraz wiem, że było tam wiele błędów, ale wówczas wydawało mi się, że jakoś to idzie. Oczywiście po wakacjach zaczął się lęk speracyjny, każde odprowadzenie dziecka kończyło się potokiem łez. Od wychowawczyni, którą zapisałam na webinary do Ani Strzeleckiej (znalazłam grupę Internecie) usłyszałam, że nam pomoże, jak będę miała jakiś papier, nie może tak po prostu pomagać mojej córce.
Do tego Julia w szkole miała 10 godzin treningów gimnastyki artystycznej z Panią, która była dla mnie ‘’PSYCHICZNĄ TERRORYSTKĄ’’ i ciągle się na te dzieci ‘’darła’’. Zupełny brak zrozumienia, totalny ‘’Beton’’. Na pewno znacie takie typy…
Zrozpaczona widząc moje dziecko płaczące codziennie poszłam do Poradni z opinią od wychowawczyni i zaczęłam walkę o kształcenie specjalne, chodź usłyszałam, że nie mam na to szans.
Spotkałam się z Przewodniczącą Komisji przedstawiłam swój punkt widzenia- miała przed sobą obraz matki zrozpaczonej, poszukującej pomocy dla swojego dziecka.
Złożyłam wszelkie dokumenty i się udało. Dostałam KS na pierwszy rok. Niestety zalecenia dostałam tak ogólne, że złożyłam odwołanie do samych zaleceń. Znowu spotkanie z Przewodniczącą Komisji w Poradni i dokładne wypisanie na piśmie, czego oczekuje. Wygrałam!
Szczęśliwa pobiegłam do szkoły złożyć dokument i czekałam podekscytowana na spotkanie z nauczycielami w celu stworzenia IPET-u.
Spotkanie zwołane na 8.00 – stawiła się pedagog, wychowawczyni, trenerka i ja. Usłyszałam wiele słów, ogólnie, że córka sobie bardzo dobrze radzi, pedagog nie ma czasu na takie bzdury, że są dzieci bardziej zaburzone, że jest jeszcze 24 inne dzieci w klasie i że może powinnam córkę zabrać do szkoły specjalnej…. Wyszłam, a raczej wybiegłam ze spotkania zalewając się łzami. Oczywiście IPET, jaki łaskawie wychowawczyni napisała zawierał zajęcia kompensacyjne i spotkanie z psychologiem z poradni raz na dwa tygodnie.
W tym czasie zaczęłam już pracować w terenie z córką, zaczęłam też zapraszać dzieci z klasy. Zorganizowałam urodziny, halloween, gdzie zapraszaliśmy dzieciaki. Córka zaczęła sobie ‘’radzić’’. Na te okoliczności, co miało dziecko zrobić. Z dziećmi zaczęła się integrować, rano przestała płakać, a i treningi przestały być problem. Pomyślałam wówczas, może jakoś się to ułoży. Rok szkolny dobiegał końca, od wychowawczyni słyszałam, że Julka świetnie funkcjonuje: odpowiada na forum, czyta, trenuje. Teraz, jak na to patrzę to stała się żołnierzykiem, który wykonywał zadania. Bo jakie miała inne wyjście. Ja cały czas pracowałam w terenie, dzieci zapraszałam, do tego słyszałam, że jest świetnie – to uwierzyłam w tą bajkę.
Wychowawczyni ogólnie mnie uspakajała, ale i unikała. Na wszelkie pomysły nawet założenie zeszytu korespondencyjnego usłyszałam, ze jak będzie coś się dziać to mi sama da znać.
Przyszły wakacje- praca w -terenie i liczne sukcesy. Rozpoczął się kolejny rok szkolny- klasa II.
O KS nie złożyłam, bo przecież szkoła i tak zaleceń nierealizowała.
I jakie było moje zdziwienie (świadczące o mojej głupocie), że historia się powtórzyła- codzienny płacz Julii, że nie chce iść do szkoły. Codzienne histerie przed szkołą i po szkole. Teraz zamiast 10godzin moje dziecko miało 14godzin treningu. Moje dziecko wychodziło o 7.00 wracało przed 17.00.
Horror trwał…Coraz bardziej zaczęłam myśleć o zmianie szkoły. Zaczęłam do tej decyzji dojrzewać. Wówczas byłam już po szkoleniu u Maggie Johnson, miałam książkę ‘’Mutyzm wybiórczy. Kompedium Wiedzy’’, należałam do Fundacji, byłam na webinarach u Ani Strzeleckiej i wiedziałam, że albo biorę sprawy w swoje ręce, albo moje dziecko za parę lat wyląduje w szpitalu psychiatrycznym lub zwyczajnie coś sobie zrobi.
Apogeum było, gdy pewnego dnia pojechaliśmy na halę sportową, gdzie córka w poniedziałki zaczynała treningi, a Julia przed wejściem złożyła ręce, jak do modlitwy i powiedziała ‘’proszę zmień mi szkołę’’. Zapytałam, a co z koleżankami, wszystko będzie nowe…A Julia mamo ok, damy radę.
Zabrałam córkę do domu, a sama pojechałam prosto do szkoły, gdzie miałam informację od innej mamy, że w niej realizują KS, kadra przeszła szkolenie i Jej synowi z mutyzmem wybiórczym pomagają.
Stanęłam przed Dyrektorem, jako walcząca matka i powiedziałam, że jest moją ostatnią deską ratunku, że wiem, że są wspaniałą szkołą, która jest w stanie pomóc mojemu dziecku, które nie ma już więcej siły być ‘’żołnierzykiem’’.
Jakie było Jego zdziwienie, że z małej, znanej szkoły sportowej, elitarnej, gdzie są tylko po dwie klasy chcę przenieść córkę do wielkiej szkoły, gdzie jest z każdego rocznika po 7klas.
Usłyszałam od Dyrektora najmądrzejszą odpowiedź, jaką mogłam tylko sobie wyobrazić. Powiedział, że nie może mi nic obiecać, ale porozmawia z kadrą i zapyta, który nauczyciel jest w stanie podjąć się pracy z moją córką i zrobi to chętnie.
Umówiliśmy się, że da mi znać do końca tygodnia. Już po dwóch dniach miałam telefon, abym przyjechała porozmawiać z wychowawczynią, która ma w klasie chłopca z MW, która chce poznać moje oczekiwania.
Poznałam ciepłą, osobę, która powiedziała wprost, że spróbuje. Ja obiecałam, że będę ją wspierać. Córka już od poniedziałku była w nowej szkole. Oczywiście teraz już wiedziałam krok po kroku, co mam robić. Najpierw byliśmy obejrzeć szkołę. Pierwszego dnia byłam z nią w klasie i prowadziłam zabawy integracyjne. Drugi dzień byłam pod klasą i tak kolejne trzy dni. Rozmawiałam w nauczycielami, byłam z córką najpierw sama na basenie szkolnym, później już z klasą. Córka od roku chodziła na basen dodatkowy, dlatego świetnie sobie poradziła i nie odbiegała od rówieśników. Złożyłam dokumenty o KS, bez problemu dostałam na kolejne dwa lata. Zaczęłam pracę z koordynatorem, opracowaliśmy plan pracy z Julią. Zapraszałam nowe koleżanki do domu, pracowałam w terenie.
Obecnie zaczął się marzec, a koordynator prowadzi generalizację. Córka zgłasza się na lekcjach, bawi się z większością dzieci, chodzi na świetlice, na tańce dodatkowe w szkole z koleżankami i rano jest uśmiech, a nie łzy. Każdy problem rozwiązujemy na bieżąco, bo wychowawczyni nie traktuje mnie, jak intruza tylko, jak współpracownika i przewodnika.
Skutek zmiany szkoły to szczęśliwe dziecko!
Była to NAJLEPSZA DECYZJA W MOIM ŻYCIU!
Żałuje każdego dnia straconego, każdej wylanej łzy mojego dziecka i tego że łudziłam się, że jakoś to będzie, że Julia sobie radzi…
Ona cierpiała, a ja na to patrzyłam ze swojego tchórzostwa przed zmianą…
Magdalena Kobalczyk, mama Julii 8lat z MW