Technika sliding-in, stworzona przez Maggie Johnson i Alison Wintgens, jest jedną z najlepiej udokumentowanych metod pracy z dzieckiem z mutyzmem wybiórczym. Jej istotą jest stopniowe, bezpieczne poszerzanie sytuacji komunikacyjnych dziecka, tak aby z czasem mogło swobodnie rozmawiać w nowych warunkach.

Niestety, wokół tej metody pojawia się także wiele nieporozumień i uproszczeń. Warto znać najczęstsze zagrożenia:
1. Rozmywanie definicji
Czasem sliding-in przedstawia się jako „intuicyjną metodę małych kroków”, którą „każdy specjalista stosuje”. To nieporozumienie – sliding-in jest konkretną, ustrukturyzowaną procedurą, opartą na jasno określonych etapach i zasadach. Traktowanie go jako dowolnych działań może prowadzić do chaosu i braku efektów.
2. Obwinianie rodziców
Zdarza się, że pojawiają się narracje, według których to rodzic staje się problemem – np. że jego udział w sliding-in powoduje „pomieszanie ról” czy „zagrożenie emocjonalne”. Takie stwierdzenia są mocno naciągane. W rzeczywistości badania (Bergman, Oerbeck i in.) jednoznacznie pokazują, że zaangażowanie rodziców i nauczycieli jest kluczowe dla skuteczności terapii.
Warto mieć świadomość, że takie komunikaty bywają wykorzystywane w celach marketingowych – po to, aby przyciągnąć rodziców do gabinetów i odciągnąć ich od skutecznych, prostych i dostępnych technik, które mogą realizować wspólnie ze szkołą.
3. Jednostronny nacisk na gabinet
Choć praca w gabinecie bywa pomocna jako przygotowanie, największą skuteczność osiąga się w naturalnym środowisku dziecka – w szkole, przedszkolu czy w codziennych kontaktach społecznych. Ograniczanie terapii do przestrzeni gabinetowej zmniejsza szanse na trwałe efekty.
4. Pomijanie badań naukowych
W dyskusjach o mutyzmie wybiórczym często przywołuje się tylko wybrane źródła, np. podkreślające inne metody. Warto pamiętać, że sliding-in ma solidne podstawy badawcze i jest zalecany w wielu międzynarodowych wytycznych (SMIRA UK, Johnson & Wintgens, NHS).
Podsumowanie
Sliding-in nie jest ani intuicyjnym „zbiorem trików”, ani techniką zarezerwowaną wyłącznie dla gabinetów. To sprawdzona metoda, w której ogromną rolę odgrywa rodzic i nauczyciel, a najważniejsze miejsce terapii to codzienne życie dziecka.
Rodzice powinni wiedzieć, że niektóre narracje o „zagrożeniach” mają niewiele wspólnego z nauką – i są raczej narzędziem marketingowym niż realnym wsparciem. Dlatego warto ufać sprawdzonym źródłom i sięgać po metody, które mają potwierdzoną skuteczność.
